Create your own sidebar via Visual Composer with drag and drop tech, for almost all pages!
Aktualności
Mikołaj Łoziński prozaik, fotografik, zadebiutował powieścią Reisefieber (2006), za którą został uhonorowany Nagrodą im. Kościelskich (2007); opublikował także tom prozy nawiązującej do formuły bajki zwierzęcej Bajki dla Idy (2008), Książkę (2011) oraz Stramera (2019)( Laureat paszportu „Polityki”).
Powieść Reisefieber uznana została za jeden z najciekawszych, najbardziej obiecujących debiutów młodego autora. Autor już w pierwszej książce potwierdził, że jest pisarzem nad wiek dojrzałym i warsztatowo sprawnym, zaskoczył czytelników tym, że wyszedł w swojej prozie poza zaklęty krąg tradycyjnie polskich tematów. Napisał książkę wyciszoną i kameralną, w której nie ma głośnych, kontrowersyjnych tematów z pierwszych stron gazet, ani stylistycznych ekstrawagancji. Stramer to dla miłośników książek lektura obowiązkowa, piękna i przejmująca opowieść o rodzinie, o więzach łączących braci i siostry, o wspieraniu się w każdej, nawet do końca nie jasnej sytuacji.
Recenzja książki Mikołaja Łozińskiego „Stramer”
„Stramer” autorstwa literata i fotografa Mikołaja Łozińskiego – to nie jest zwyczajna powieść, przypomina sagę rodzinną, z charakterystyczną wartką akcją i multum szczegółów fabularnych. Bohaterem jest rodzina żydowska, która zarówno na początku lektury, jak i na końcu poprzez ujęcie klamrowe – marzy o wyjeździe nad morze. A dokładniej ujmując głowa rodziny Nathan i jego żona Rywka. Ich grono jest duże, mają szóstkę dzieci – Rudka, Hesia, Salka, Renę, Welę i najmłodszego Nuska.
Autor – niezwykle trafnie dokumentując losy rodziny Stramerów, zawarł w swym dziele, dedykowanym ojcu Marcelowi, apogeum historyczne scalające pokolenia Żydów i Polaków. Ostoją rodziny jest brat Nathana Ben, mieszkający w Nowym Jorku, który wspiera go finansowo. Na losy tytułowej społeczności mógłby spojrzeć jeszcze jeden syn o imieniu Jakub, lecz Rywka straciła go trzy tygodnie po porodzie. Widziałby starania najstarszego Rudka, jak za wszelką cenę próbuje wpoić ojcu, że wykształcenie to spuścizna, samo dobro, z czego Nathan tylko śmieje się. Postaci Mikołaja Łozińskiego są jak bohaterowie z krwi i kości, namacalnie dostrzegamy ból ich porażek i codzienność zwykłych dni. Salek dający korepetycje z języka polskiego, matematyki czy historii młodszym kolegom – chciałby być taki jak jego brat Rudek, absolwent filologii klasycznej. Dla Hesia i Salka „Manifest komunistyczny” jawi się jako manna z nieba, tak są wpatrzeni w ideologię Wschodu, nawet jeden z nich śni, że popełnił błąd w gazecie w nazwisku Stalina, będąc miejscowym korektorem. Tak można uzależnić się od opium dla mas.
Książka skrzy się również tekstami, które są prawdziwymi perełkami poetyckimi, przytoczę cytat: Tam to Izraela córy, co jest pryma cud natury, na pół nagie jak na plaży wygrzewają dekoltaży. Wszystko Pan Bóg zrobił dla nas, daktyl, figę i ananas. Dla nas domy, kamynice, wille, bady i Krynice. Dla nas kury, kaczki, giensie – Żyd koszykiem babskiem trzęsie. I żydówka wszędzie gmyra, cy tam nima jajki, syra.
Warto przyjrzeć się trafnemu epizodowi z mecenasem Zawadowskim, który zapomniał portfela w kawiarni „U Stramerów” czy jaką górę przypominała synom Nathana – góra św. Marcina w rodzinnym Tarnowie. Mądry Salek był nazywany przez Rywkę „rodzinnym rabinem”, a przed pójściem spać czytał rodzeństwu „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza, umacniając tym samym rodzinne więzy, również w sposób patriotyczny. Idealnie w mądrość Salka wpisuje się historia austriackiego chłopca Ludwika, który za książkę na polu bitwy oddałby wszystko i taki był, wracał po nią wśród huku wystrzałów i nadlatujących pocisków.
Każde z dzieci Stramerów układa sobie życie po swojemu, ich pierwsze zaloty, poznawanie tajników zakochiwania się czy pierwsza praca – porywa czytelnika, który chciałby już dowiedzieć się na kolejnej stronie powieści, co wydarzy się następnie. Na przykład w pamięć zapada istota tego, dlaczego najlepszy interes robi się w Boże Narodzenie, czy jaka grupa społeczna mogłaby w ówczesnych czasach zostać harcerzami. Zaskakujące jest zdanie: W Krakowie mówią: frak najlepiej leży w trzecim pokoleniu. Autor książki dzięki temu zdaje się być historykiem detali i upodobań danej warstwy społecznej. Mnie zachwyciło słowo „Jezus”, które po żydowsku oznacza „szyję”, co wiąże się z pochodzeniem od hebrajskiego „Jeszua”. Jak również to, że studenci kierunków humanistycznych byli nazywani przez woźnych na Uniwersytecie Jagiellońskim „komunistycznymi”.
Czyżby końcowe tragiczne losy Stramerów były przeciwwagą dla ich marzenia o pobycie nad morzem? Chcielibyśmy jako czytelnicy uratować ich spod jarzma hitlerowskich Niemiec i sami uwolnić ich, choćby na chwilę móc skrócić im cierpienia i ochlapać ożywczą, morską bryzą…
Anna Kaczmarczyk
[kwiecień 2022]