Create your own sidebar via Visual Composer with drag and drop tech, for almost all pages!
Aktualności
Lisa Brennan-Jobs „Płotka”
- 29 marca 2023
- Posted by: Biblioteka
- Category: Aktualności
„Wszyscy traktowaliśmy go ulgowo, wybaczając mu jego dziwactwa, ciągle ataki na innych, bo był też genialny, a czasami miły i przenikliwy. Teraz czułam, że mnie zmiażdży, jeśli mu na to pozwolę. Będzie mi w kółko powtarzał, jak niewiele znaczę, aż mu uwierzę. Co mi po jego geniuszu?”
Relacje z rodzicami bywają bardzo trudne, zwłaszcza gdy któreś z nich nie do końca przyznaje się do bycia rodzicem. Rozmowy o rodzicielstwie, geniuszu, samotności pochłonęły nas po autobiografii Lisy Brennan-Jobs, córki Steve’a Jobsa „Płotka”.
recenzja książki „Płotka” Lisy Brennan-Jobs
Przejmująca lektura autobiografii pisarki i absolwentki Harvardu Lisy Brennan-Jobs „Płotka” przyprawia o gęsią skórkę niejednego czytelnika(-czkę). Siadając nad nią myślałam, że będzie to typowy opis relacji córki z ojcem, a tutaj czekała mnie miła niespodzianka, gdyż Steve Jobs nie jest przedstawiony jako fenomenalny guru komputerowy, wynalazca Mcintosha, ale zwykły człowiek pełen hardości, animuszu, a jednocześnie geniuszu. Motyw podartych dżinsów i luzacki sposób bycia Jobsa dominuje nad kruchą i niestabilną (córka nie może zaakceptować odrzucenia jej przez rodzica) pierworodną Lisą. Książka poraża w jaki sposób Jobs traktował swoją latorośl i nie daje spokojnie myśleć o tym, co mogłoby się jeszcze wydarzyć, gdyby ojciec pisarki jeszcze żył… Sama autorka jest owocem krótkiego związku Steve’a z Chrisann, pary hipisów, którzy zakochali się w sobie, a następnie rozstali. Dla dziecka była to ogromna trauma, szok, niedowierzanie i popadanie w depresję oraz ciągłe analizowanie tego, co ono mogło zrobić, czym się obecnie zajmuje i co powinno osiągnąć przy tak wielkiej sławie, jaką był Jobs. To prawdziwie paranoiczne utożsamianie się z jakimś ideałem, dążenie do wyimaginowanego obrazu samej siebie, podczas gdy ojciec łowił kolejne kobiety jak wyrafinowany łamacz niewieścich serc.
Sam tytuł „Płotka” nawiązuje do małej ryby odnoszącej się do płoci, jak pisze Lisa: „Nazywał mnie Płotką. –Hej, Płotko, spadajmy. Szkoda marnować życie. Płotka kojarzyła mi się z płotkiem. (…) … płotka to mała, młoda rybka. Czasem wypuszcza się je z powrotem do wody, żeby jeszcze podrosły”. Czyli córka jest jeszcze niedojrzała dla Steve’a, sączy się jak młode wino, jeszcze nie wie czego chce, nie dorasta mu do pięt. Lisa w opasłym tomisku zdaje się czarować czytelnika(-czkę) rozległą wiedzą na temat taty w sposób szczery i niekonwencjonalny. Nie owija w bawełnę, gdy podchodzi do tematu, co dokładnie mówił na temat jej doświadczeń edukacyjnych, chociażby świadczy o tym jego stoicki spokój, gdy oznajmiła mu, że dostała się na jedną z najlepszych uczelni na świecie, czyli Harvard. A zniosła niemało, gdyż w jej domu nie przelewało się… Zaraz. Pomyśli czytelnik. Przecież jest ona córką biznesmena i erudyty, to jak mogła nie mieć pieniędzy na życie? No właśnie wspólny byt z matką, która musiała radzić sobie jak tylko mogła, spowodował, że majętną dziedziczką rodu Jobsów ̶ Lisa była tylko na papierze. Ale Chrisann dbała o siebie i córkę, domagając się finansowania jej studiów czy najpilniejszych spraw życiowych.
Okrucieństwo samego Jobsa polegało na dominacji nad córką, uwięzieniem jej w sidłach wyidealizowanego porządku i przesadnych gestów. Lisa czuła, że targają nią sprzeczne emocje, gdyż kochała swojego rodzica bardzo mocno, wszak ciągle myślała jak on zareaguje i czy zaakceptuje jej np. wybór chłopaka, oceni opiekę nad jego kolejnym potomkiem czy uśmierzy jej ból po niepowodzeniach w gimnazjum. Jak napisała: „Nawet zwykłe zakupy z ojcem miały posmak splendoru”. Czasami podczas spotkania tȇte à tȇte z książką, zadawałam sobie pytanie – czy Lisa mogłaby żyć sama z mamą? Czy tato był jej potrzebny do szczęścia? Była ona tak wpatrzona w niego jak w obrazek, że w połowie lektury zdałam sobie sprawę, że jak to? Ona nadal jest przyczepiona do niego jak rzep do psiego ogona? Chociaż gdzieś wewnętrznie go nienawidzi, że zabrał jej część samej siebie, tą nieutuloną, zapomnianą, ale jakże ważną… Czy rzeczywiście komputer przez niego zaprojektowany został nazwany imieniem „Lisa”, czy to tylko taka zagrywka dla mediów, a przede wszystkim dla niej, połaskotanie jej ego, danie do zrozumienia, że jest dla niego Kimś, tak jak on był istotny dla swoich rodziców. Jaka była przyczyna tego, że Jobs odtrącał Lisę, dowiemy się na początku losów wynalazcy myszki komputerowej. Lisa zapamiętała, że w każdym komputerze znajdziemy cały słownik i dzieła zebrane Szekspira, ale nie odszukamy w nim miłości. Może takie relacje ojca z córką są niejako powiązane z nieczułością maszyny zawierającej ciąg danych wirtualnych? Człowiek XXI wieku zdał się na łaskę multimediów, komputer zdominował nasze jestestwo, a my sami nie potrafimy nawiązać połączenia z drugą osobą, jedynie rozmawiając z nią poprzez smartfona, tablet czy właśnie laptopa… Taki zahukany i nieprzystępny był Steve Jobs, przedstawiciel nowoczesnej technologii, nadmiernie dbający o swój rozwój intelektualny i niezauważający jak rośnie jego najbliższa pociecha.
Na szczęście Lisa Brennan-Jobs widzi też w ojcu dobre strony. To on jeździł z nią na wrotkach, pokazywał w zaciszu domowego ogniska filmy takich tuzów filmowych, jak Alfred Hitchcock czy Charles Chaplin oraz pytał o doświadczenia córki ze swoją pierwszą szkolną miłością. A jednak miał serce, był uduchowiony, ale nie zawsze potrafił okazać trochę czułości. Lisa przeżywała również odejście taty, które było dla niej cierpieniem i pokazywało, że może jednak ojciec myślał o niej cały czas, ale praca i druga rodzina były tymi ważniejszymi aspektami jego zagonionego życia.
Przytoczę jeszcze dwa cytaty silnie działające na wyobraźnię odbiorcy powieści Lisy. Oto pierwszy z nich: „Czułam, że jestem z nim, a jednocześnie sama”. Pokazuje jak czuła się ta dziewczyna, przyszła anglistka i autorka artykułów prasowych. Czy doszłaby do tak ważnego stanowiska, gdyby nie samozaparcie, ale słaby kontakt z Jobsem? A drugi cytat, niemniej ważny: „ ̶̶ Moim ojcem jest Steve Jobs ̶ powiedziałam do niego. Miałam nie mówić ludziom, kim jest. Matka patrzyła na mnie zdziwiona; byłyśmy jedynymi klientkami w sklepie. ̶ Ach tak? ̶ odparł księgarz i nasunął okulary na czoło. ̶ Tak ̶ potwierdziłam. Moje słowa były jak połysk na liściu, przyciągały jego wzrok. ̶ A ja jestem najmądrzejszą dziewczynką na świecie”. Więc Lisa nie poddała się, walczyła o swoje, przecież jest potomkinią człowieka utalentowanego i bulwersującego, zimnego i wyrachowanego, mającego jednak również to dobre, ludzkie oblicze. Jednak przez całe życie Steve Jobs nosił zdjęcie Lisy w portfelu.
Książka jest bardzo mądra, przyciąga uwagę, a na zakończenie dodam, że jedynymi zatwardziałymi przeciwnikami lektury mogą być laicy, którym obca jest wiedza informatyczna, choć i takich jest sporo, a z pewnością z wielką atencją sięgną po fragment dobrej historii, która zmieniła oblicze świata już na zawsze.
Anna Kaczmarczyk
[29 marzec 2023]